Call of Duty: Black Ops II. Recenzja z pola bitwy

Paweł Wiater
Call of Duty: Black Ops IICall of Duty: Black Ops II. Gra jest dokładnie taka, jak można się było spodziewać. I sprzedaje się tak, jak można było się spodziewać. Czyli rewelacyjnie.
Call of Duty: Black Ops IICall of Duty: Black Ops II. Gra jest dokładnie taka, jak można się było spodziewać. I sprzedaje się tak, jak można było się spodziewać. Czyli rewelacyjnie.
Odgrzewany kotlet czy wreszcie coś nowego? A może zmiany nie są konieczne, bo miliony graczy co roku czeka na to samo? Recenzja gry Call of Duty: Black Ops II.

Wątek fabularny nowego Call of Duty jest w dużej mierze oparty na wydarzeniach, które mogliśmy śledzić w pierwszej części. Tam obserwowaliśmy akcję głównie w formie retrospekcji. Dzięki temu oprócz samej zimnej wojny, byliśmy również świadkami pojedynczych epizodów np. z drugiej wojny światowej.

W Call of Duty: Black Ops II zastosowano niemal identyczny, lekko zmodyfikowany, zabieg fabularny. Zacznijmy może od tego, że tym razem głównym złym jest niejaki Raul Menedez. Mogliśmy go spotkać już w pierwszej części, kiedy w latach 80-tych walczyli z nim Frank Woods i Alex Mason.

Call of Duty: Black Ops II. Recenzja z pola bitwy

Niestety: podczas akcji nasi kowboje popełnili zbyt wiele błędów, przez co nie udało się schwytać Raula. Ten ostatni zajął się planowaniem zemsty, której finał przypada na 2025 rok. A jednym z jej kluczowych elementów ma być David, syn Alexa Masona. Stąd mamy dwa tory narracji.

Raz słuchamy opowieści schorowanego weterana Franka Woodsa (naprawdę charyzmatyczna postać) i oglądamy wydarzenia oczami Alexa Masona. Powraca temat tajemniczych liczb, które miały tak duże znaczenie w Black Ops, ale nie chciałbym zdradzać za dużo.

Z kolei w innych misjach wcielamy się w samego Davida, który aktualnie jest świadkiem planu Menedezy.

Tego typu zabieg zastosowany przez twórców jest dość kontrowersyjny. Z jednej strony możemy w dosłownie każdym momencie "przenosić się w czasie", aby poznać różne niuanse tej dość skomplikowanej fabuły. Raz pędzimy na koniu trzymając z kałachem, a w następnej misji siadamy za sterami futurystycznego mecha. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie towarzyszył temu zbyt duży chaos.

Jasne, zgodnie z tradycją serii jesteśmy świadkami naprawdę epickich wydarzeń w różnym czasie i miejscu, ale - nawet jak na Call of Duty -  trochę tego za dużo. Tym bardziej, że sam motyw Menedeza, któremu udaje się przekonać miliony osób, zdobyć fundusze na wyposażenie, jakiego armia USA nie widziała na oczy, też jest - nawet jak na Call of Duty - mocno naciągany. Jedno jest pewne - akcja gna na złamanie karku, a o to w tej serii zawsze chodziło.

W misjach, gdzie pokierujemy Alexem Mason będziemy walczyć w Afganistanie, dżungli czy w Angoli. I nie ma co ukrywać: to stare, dobre i bardzo widowiskowe Call of Duty. Przeciwnikami są najzwyklejsi ludzcy żołnierze, w dłoniach dzierżymy klasyczne karabiny, a co jakiś czas będziemy musieli zniszczyć czołg czy helikopter. Mi osobiście właśnie te misje podobały się najbardziej.

Call of Duty: Black Ops II. Recenzja z pola bitwy

Żeby nie było: zadania w przyszłości również są bardzo fajnie zrealizowane. Jedyne, do czego mógłbym się w jakikolwiek sposób przyczepić to pojazdy czy inne roboty, które według mnie są trochę przesadzone.

Jedną z rzeczy, która już na wstępie rzuca się w oczy podczas grania w Black Ops II to skala brutalności. Nie zaświadczymy tutaj takich misji jak No Russian z Modern Warfare II. Jednak wydaje mi się, że ilość scen, gdzie ludzie giną obok nas w sposób bardzo krwawy jest zdecydowanie większa.

Nowością w Black Ops II są za to różne zakończenia. Oczywiście, nie ma tutaj zawiłych linii dialogowych czy pomniejszych questów. Są one delikatnie ukryte i nie ukrywam nieco zaskakujące! Przykład - kiedy jeden z więźniów jest przesłuchiwany Mason traci kontrolę nad sobą i musimy szybko naciskać na konkretny klawisz, aby nad nim zapanować. Kiedy nam się to nie uda, zabija on więźnia i... normalnie widzielibyśmy napisy końcowe prawda? Tutaj natomiast życie toczy się dalej, a konsekwencje poznamy na koniec. Nie ukrywam, że tego typu zabieg bardzo mi się spodobał.

Jeżeli chodzi o akcję to fani mogą spodziewać się tego samego, ale jeszcze więcej. Widowiskowe, ale całkowicie oskryptowane zwroty akcji czy liniowe do bólu poziomy.

Mechanizmy walki tak naprawdę się nie zmieniły, tzn. dalej idziemy przed siebie korzystając z wszelkiej maści broni oraz granatów. Jeżeli ktoś grał w jakiekolwiek Call of Duty nie będzie potrzebował żadnego wprowadzenia.

Nowością, która bardzo mi się spodobała są potyczki z przeciwnikami, którzy korzystają z kamuflażu. Ciężko ich dostrzec szczególnie w dżungli, dlatego non stop spoglądamy na radar umieszczony w naszym celowniku.

Jest jeszcze jedna, dość kontrowersyjna, nowość, czyli misje Strike Force, gdzie połączono klasyczną akcję z taktyką. Przełączamy się wtedy na widok z góry i kierujemy naszymi jednostkami tak, aby na przykład obroniły jakiś obiekt przed atakiem wroga. Owszem, samouczek, który pokazuje nam krok po kroku jak wydawać komendy jest bardzo intuicyjny, ale mimo to trzeba posiedzieć dłuższą chwilę, aby w pełni opanować tajniki. Wynika to również z tego, że misje te są dość trudne i w pewien sposób hamują całą dynamikę.

Teoretycznie można je ominąć i zająć się innymi rzeczami, ale przez to, że są one bezpośrednio powiązane z fabułą to odradzałbym taki pomysł. Na każdą z nich dostajemy trzy próby, a jeżeli się nie uda to... gramy dalej :)

Zmiany objęły nie tylko tryb dla pojedynczego gracza ale również multiplayer i Zombie. Ten ostatni został podzielony na trzy tryby - w pierwszym za zadanie mamy przetrwać jak najdłużej, drugi - Grief - polega na tym, że oprócz przeżycia musimy rywalizować w dwóch czteroosobowych drużynach, a ostatni - Tranzit - to właściwie osobna kampania. Pokonujemy tam kolejne hordy przeciwników czy przemieszczamy się po lokacjach wykonując różne proste zadania. Taki klasyczny survival. Pomysł i wykonanie naprawdę dobre.

Sam tryb multi również uległ wielu zmianom. Zamiast tradycyjnego rozwoju postaci jest system Pick 10. Wybieramy w nim dziesięć przedmiotów i umiejętności, z jakimi zaczniemy zabawę. Jest to o tyle dobre rozwiązanie, ponieważ tak naprawdę nareszcie sami możemy zdecydować, jaką postacią chcemy kierować, czy potrzebne są nam dodatkowe granaty, broń czy perki. Przez to raczej ciężko spotkać drugiego takiego samego bohatera na polu bitwy.

Oprócz klasycznych trybów deathmatch, domination i CTF dostajemy do dyspozycji również tzn. multi team. Walczą w nim więcej niż dwie drużyny, przez co rozgrywka wydaje się nieco bardziej chaotyczna, ale tak naprawdę podstawą do osiągnięcia sukcesu jest współpraca samych graczy.

Teraz nie tylko będziemy zdobywać punkty poprzez zabicie jak największej ilości przeciwników, ale również poprzez podkładanie bomb czy przechwycenie flagi. Nagrodą za nasze starania są między innymi roboty, które możemy wykorzystać na polu bitwy.

WYROK
Oprawa graficzna nowego Black Ops prezentuje się jeszcze całkiem nieźle. Animacja postaci, efekty towarzyszące podczas walk czy same lokacje wyglądają bardzo fajnie, ale szału nie ma. Tu konkurencja poszła mocno do przodu.

Czy nowy Black Ops jest dobrą grą? To  pytanie retoryczne. Nowe Call of Duty to nadal masa świetnie zrealizowanej akcji. A jak na tę serię, to i nowości nie brakuje. Do tego multi i zombie i... trudno się w sumie dziwić, że gra bije kolejne rekordy sprzedaży. Bo w sumie jest dokładnie taka, jak tego oczekują fani.

Nasza ocena: 4+/6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gra.pl Gra.pl