Call of Juarez: Gunslinger. Recenzja z Dzikiego Zachodu

Radomir Wiśniewski
Call of Juarez: GunslingerCall of Juarez: Gunslinger - bardzo dobra gra w dobrej cenie.
Call of Juarez: GunslingerCall of Juarez: Gunslinger - bardzo dobra gra w dobrej cenie.
Strzelaniny, napady, obławy i pojedynki. A do tego łowca nagród mający dość lekki stosunek do prawdy. Recenzja gry Call of Juarez: Gunslinger. Bardzo dobrej gry.

Recenzja dla tych, którzy nie lubią czytać:
Mała rzecz, a cieszy. I to bardzo.
Niezłe widoki, niesztampowo podana fabuła w stylu wędkarskich opowieści wujka Staszka i wysoki współczynnik satysfakcji osiągany przy westernowych strzelaninach.

Recenzja dla tych, którzy lubią czytać:
Wydawałoby się, że Dziki Zachód to świetny pomysł na grę. Tu napad na dyliżans, tu rozróba w saloonie, tam rewolwerowy pojedynek, a po drodze mnóstwo strzelania. I jeszcze Indian można dorzucić. A ile znacie dobrych gier z akcją a Dzikim Zachodzie?
Niewiele. Ale na każdej takiej krótkiej liście musi się znaleźć seria Call of Juarez z polskiego studia Techland. Pierwsza gra była dobra. Więzy Krwi jeszcze lepsze. Potem markę zrujnował rozgrywający się współcześnie The Cartel (więcej o całej serii przeczytacie tu –Historia polskich gier: seria Call of Juarez).

Na szczęście w Call of Juarez: Gunslinger wracamy na prawdziwy Dziki Zachód.
Tyle, że zupełnie inny.
Gunslinger fabularnie nie ma nic wspólnego z poprzednimi odsłonami. Inna jest też konstrukcja gry, styl graficzny… właściwie wszystko.

O co chodzi w Call of Juarez: Gunslinger?
W kampanii dla jednego gracza na jakieś 5-7 godzin wcielamy się w Silasa Greavesa. To sterany życiem człowiek. Kiedyś był łowcą nagród, dziś snuje się po knajpach opowiadając przygodnym słuchaczom swoje przygody.
Jak polował na braci Daltonów, jak uganiał się za szarym Wilkiem, jak pojedynkował się z Dzikim Billem, itd.

Z tymi opowieściami jest jednak mały problem – wyczyny Greavesa były na tyle głośne, że zostały opisane w tanich, ale bardzo popularnych powieściach. Efekt? Czasami słuchacze wiedzą lepiej, co Silas zrobił…
Przerywniki filmowe zostały tu zastapione bardzo klimatycznymi i świetnie narysowanymi planszami komiksowymi. Silas zaczyna swoją opowieść, słuchacze podpytują o szczegóły i po chwili trafiamy do nowej lokacji. To jednak narracji nie przerywa. Silas opowiada dalej. Dlaczego polował na tego czy innego zbira, dlaczego zrobił to i to.

Często okazuje się, nasz bohater ma lekką skłonność do zmyślania.
Często też okazuje się, że było zupełnie inaczej. Ścigamy bandziorów, którzy schronili się w starej kopalni. Przedzieramy się, szukamy ich po sztolniach czy innych szybach, aż w końcu wpadamy w jakąś dziurę i giniemy. A Silas komentuje, że gdyby zaatakował od frontu, to tak właśnie by się to skończyło. Wracamy do punktu początkowego, Silas dodaje, że na szczęście miał lepszy plan – postanowił użyc drabiny prowadzącej na niższy poziom kopalni.

Zanim zaczniemy się zastanawiać, jaką, u licha, drabinę miał na myśli, ta zjawia się tuz przed nami.

Świetny patent. Różnicuje rozgrywkę, pozwala niektóre etapy przejść na inne sposoby i dostarcza dodatkowych wrażeń estetycznych, kiedy na przykład na bagnisku wyrasta nam wielkie drzewo, a w jaskiniach rozstępują się ściany.

A bywa też zabawnie. Walczymy z chmarą rewolwerowców, a Silas znienacka nam oznajmia, że wtedy pojawili się Indianie.
Jacy Indianie? Skąd? Po co?
Sprawdzałem, czy słuchacie – rzuca Silas. Indianie znikają, gramy dalej.

Takie rozwiązanie sprawdza się naprawdę rewelacyjnie z miejsca odróżniając Call of Juarez: Gunslinger od innych produckji. Może tylko czasami strzelaniny zaczynają się za wcześnie i niezłe dialogi uciekają nam w ogniu rewolwerowych palb.

Nietypowa fabuła i przerywniki z artystycznym zacięciem świetnie komponują się z grafiką: to najładniejsza gra, jaką zrobił Techland. Cel shading ze swoimi przejaskrawionymi kolorami i grubymi konturami świetnie pasuje do Dzikiego Zachodu.

Dodajmy do tego jeszcze bardzo dobre i pomysłowe lokacje: klasyczne osady, tartak, lasy nad górskim potokiem, bagna ze zniszczonym parowcem… Oklaski dla grafików.
Autorowi muzyki należą się one w niemniejszym stopniu.





A jak się gra w Call of Juarez: Gunslinger?

A bardzo dobrze.
Mamy rewolwery w trzech odmianach, tyleż karabinów i strzelb. Do tego dynamit. Mamy też trzy ścieżki rozwoju Silasa, ale punkty możemy wydawać w każdej. Bonusy poprawiają celność, pozwalają na szybsze przeładowywanie, wykonywanie specjalnych strzałów, czy odblokowują złote wersje broni.

Za co zdobywamy punkty?
Za efektowne strzelanie. Zwykłe położenie trupem to bodajże 50 punktów. Ale już trafienie przeciwnika w ruchu daje 100 punktów. Podobnie celny strzał z dużego dystansu (sokole oko). Do tego są jeszcze mnożniki. Jasne, system jest ledwie namiastką skillshotów w Bulletstorm, ale sprawdza się znakomicie (zwłaszcza w trybie akcji: to lokacje z kampanii, ale bez opowieści i przerywników, za to z większą liczbą przeciwników. Tu naszym celem jest zdobycie jak najlepszego wyniku).

Punkty zdobywamy też za pozbycie się trudniejszych przeciwników. To np. tarczownicy ukrywający się za sporymi drewnianymi tarczami.
I za odnalezienie okruchów prawdy poukrywanych na poszczególnych lokacjach.

W walce przydają się nam jeszcze dwie specjalne zdolności. Jedna to tryb koncentracji. Spowalnia on na chwilę czas i podświetla przeciwników, co często ratuje nas z opresji. Albo pozwala na efektowną likwidację większej grupy.

Drugi bajer to oddech śmierci, dzięki któremu raz na jakiś czas możemy się uchylić przed nadlatującym pociskiem.
Mówiąc krotko: mimo przeciętnej inteligencji przeciwników, walka w Gunslingerze jest bardzo, ale to bardzo fajna. Można się tylko przyczepić do pojedynków. Musimy utrzymywać celownik na przeciwników, by mieć jak najwyższy współczynnik skupienia. Klawisze A i D odpowiadają za szybkość wyciągnięcia broni. Jak dla mnie trochę za trudne. I często kończyło się zabójstwem niehonorowym (zero punktów) za zbyt wczesne wyciągnięcie broni.

WYROK
Call of Juarez: Gunslinger to bardzo pozytywne zaskoczenie. Gra, która trafiła tylko do dystrybucji cyfrowej (choć w Polsce na PC jest też wersja pudełkowa), kosztuje niewiele (PC mniej niż 50 złotych) oferuje nawet kilkanaście godzin bardzo dobrej zabawy (jest jeszcze trzeci tryb zabawy, czyli same pojedynki). Dorzuca do tego pomysłową fabułę, fajną grafikę i bardzo dobrą muzykę.

Nasza Ocena: 4+/6 (a biorąc pod uwagę stosunek cena/jakość to spokojnie można dorzucić jeszcze pół punktu).

Call of Juarez: Gunslinger. Recenzja z Dzikiego Zachodu
Call of Juarez: Gunslinger. Recenzja z Dzikiego Zachodu
Call of Juarez: Gunslinger. Recenzja z Dzikiego Zachodu
Call of Juarez: Gunslinger. Recenzja z Dzikiego Zachodu
Call of Juarez: Gunslinger. Recenzja z Dzikiego Zachodu
Call of Juarez: Gunslinger. Recenzja z Dzikiego Zachodu
Call of Juarez: Gunslinger. Recenzja z Dzikiego Zachodu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gra.pl Gra.pl