Największy zły – sam Diablo - został pokonany, a Królestwo Niebios po ostatnim niespodziewanym ataku z trudnością się odradza. Mityczna Rada Angiris musi teraz strzec Czarnego Kamienia Dusz w głębi Srebrnego Miasta.
Tyrael, po tym jak zrzucił skrzydła i przestał być Archaniołem, nie może za bardzo odnaleźć się w ludzkiej powłoce. Zostaje mu powierzona rola Mądrości, jednak reszta dawnych anielskich braci patrzy na niego z pogardą. Próbuje on zbudować trwały sojusz ludzi i aniołów, który mógłby raz na zawsze pokonać wszelkie zło, jednak moc oddziaływania artefaktu na jego dawną ojczyznę staje się zbyt widoczna.
Tam, gdzie wcześniej panowała harmonia i światło, zakradł się teraz niedostrzegany mrok. Rada wraz z Imperiusem najchętniej zniszczyłaby Sanktuarium z ludźmi, aby jak najbardziej oddalić od siebie zagrożenie. Tyrael widząc, że nie ma szans na porozumienie, postanawia wykraść Czarny Kamień Dusz i ukryć go przed Niebem jak i Piekłem wśród Nefalemów. Wraca na ziemie, aby zebrać wokół siebie najlepszych bohaterów z różnych krańców Sanktuarium. Mają oni dokonać niemożliwego: wykraść artefakt z królestwa aniołów.
Nawałnica Światła to powieść nieco inna niż wszystkie poprzednie, które zostały wydane w naszym kraju. O ile pod względem czysto fabularnym stanowi ona wzorowe przedłużenie wątków rozpoczętych w świecie Diablo, to chwilami wydaje się mocno nierówna.
Świetnie pokazano stosunek Aniołów do ludzi czy Nefalemów. Mimo, że ich królestwo zostało w pewien sposób uratowane właśnie przez przedstawicieli rasy ludzkiej, odnoszą się oni do nich z nieukrywaną pogardą. Nie znoszą Tyraela za to, że dla nich śmierdzi jak człowiek czy musi załatwiać potrzeby fizjologiczne. Są głusi na wszelkie argumenty. To raczej banda faszystów, a nie zgromadzenie mityczne, łagodnych istot.
Największą bolączką książki jest jednak główne założenie dotyczące Bractwa Horadrimów. Dotychczas mogliśmy śledzić przygody określonej liczby bohaterów w różnych sytuacjach. Poznawaliśmy ich, zaczynaliśmy szanować czy nienawidzić, ale widzieliśmy, co robią. Tutaj natomiast część postaci jest całkowicie mdła i najzwyczajniej nudna. Strasznie się ucieszyłem mogąc spotkać po raz kolejny nekromantę Zayla wraz ze świetnym czaszko towarzyszem Humbartem, których fani mogli spotkać w poprzednich pozycjach jak „Królestwo Cienia" czy „Pajęczym Księżycu". Podobnie sytuacja wygląda z Mikułowem występującym w „Zakonie". Niestety nie można zbyt wiele dobrego powiedzieć o reszcie drużyny.
Jacob ze Staalgardu, były awatar Sprawiedliwości i strażnik anielskiego ostrza El'druina, jest jedną z najbardziej irytujących postaci.
Nie lepsza jest Gynvir, czyli nieustraszona barbarzynka. Wydaje mi się, że autorowi trochę zabrakło pomysłu na wykreowanie nowych, barwnych postaci. Tak naprawdę już po kilku chwilach możemy się z łatwością domyśleć, komu zostanie poświęcona większą ilość miejsca, a kto zostanie potraktowany po macoszemu.
Nie mniejszy dramat jest związany z samym Tyraelem. Archanioł, który budził we mnie szacunek w Diablo II i występował już, jako człowiek w trzeciej części jest słaby i irytujący. Użala się nad sobą, brakuje mu godności, zdecydowania. Uzależnia się od mocy kielicha, nie potrafi przewodzić odpowiednio drużyną. Czytanie o jego kolejnych rozterkach było dla mnie męczące.
Na szczęście książka ma swoje bardzo dobre momenty. Trafimy między innymi do wiecznie przeklętego Tristram, Kaldeum czy Bramwell. Autor, co jakiś czas zgrabnie nawiązuje do wydarzeniach z poprzednich książek, pokazuje, co stało się z konkretnymi miejscami czy bohaterami drugoplanowymi kilka lat później.
Na dużą pochwałę zasługują momenty akcji przede wszystkim z Mikułowem na czele. Ten majestatyczny mnich jest dzielny i niezwykle waleczny. Jego przemyślenia są logiczne i pełne rozsądku. Chwilami aż chciałoby się żeby to właśnie on prowadził drużynę.
Uwielbiam Zayla i Humbarta i nawet z tego względu z przyjemnością czytałem kolejne strony powieści. Nekromanta przez różne wydarzenia dojrzał, ale nadal jest tym samym autsajderem, który zrobi wszystko, aby na świecie została zachowana równowaga. Gadająca czaszka świetnie rozładowuje napięcia między członkami bractwa rzucając jakąś ironiczną uwagę szczególnie w kierunku barbarzynki.
Nawałnica Światła to powieść po prostu poprawna. Stanowi fajny prolog przed zagraniem w Reaper of Souls jednak ewidentnie wyczuwa się w niej brak stałego, wysokiego poziomu. Jeżeli ktoś polubił Mikułowa, Humbarta i Zayla to nawet dla nich warto się z nią zapoznać. Bo o samym Tyraelu lepiej zapomnieć.

Strefa Biznesu: Nowe zagrożenie cybernetyczne! Tak działają hakerzy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?