Saints Row IV: Recenzja z kosmiczną inwazją (wideo)

Radomir Wiśniewski
Saints Row IVSaints Row IV, czyli prawdopodobnie najweselsza gra w tym roku.
Saints Row IVSaints Row IV, czyli prawdopodobnie najweselsza gra w tym roku. Volition Inc
Jeżeli marzyłeś o tym, by zostać prezydentem USA i osobiście odeprzeć hordy kosmitów demolując przy okazji całkiem spore miasto, to już możesz sprawdzić, jakby to wyglądało w praktyce. Recenzja gry Saints Row IV.

Recenzja dla tych, co nie lubią czytać:
Saints Row IV ma dwie wielkie zalety: to dziesięć gier w jednej i dowód na to, że twórcom gier jeszcze nie skończyły się dobre pomysły.
Siants Row IV ma też jedną wadę: Saints Row: The Third było jednak lepsze…

Recenzja dla tych, którzy lubią czytać:
Skoro już jesteśmy przy Saints Row: The Third – wydana dwa lata temu gra studia Volition Inc. była niczym wesołe miasteczko dla dorosłych, a człowiek przez kilkanaście godzin zastanawiał się, czy twórcy czymś go jeszcze zaskoczą. W jednej grze upchnięto właściwe sporą część dorobku branży gier z ostatnich lat, mieszając dziesiątki pomysłów i dorzucając do tego dość absurdalne poczucie humoru.
Gra doczekała się świetnych recenzji i całego worka dodatków. Było sporo drobnicy typu nowa broń i dwa nowe swetry, były też dwa wiesze dodatki fabularne. Twórcy zaczęli już robić trzeci – Enter The Dominatrix. W nim nasz gang Świętych miał się zmierzyć z kosmitą Zinyakiem, który miał dwa pomysły:

  • Po pierwsze: dokonać inwazji na ziemię.
  • Po drugie: zamknąć Świętych w wirtualnej kopii miasta Steelport, żeby mu nie przeszkadzali w realizacji pierwszej części planu.

Twórcy jednak nie skończyli tego dodatku, bo ktoś wpadł na pomysł, że lepiej z tego zrobić pełnoprawną kontynuację gry. Pomysł spotkał się z ogólnym uznaniem w ekipie tworzącej grę i tak dostaliśmy Saints Row IV.

A pochodną tej decyzji są wszystkie wady gry: Steelport wygląda tak samo jak w trójce, zmieniła się tylko kolorystyka i doszło tylko kilka nowych elementów w postaci konstrukcji kosmitów Zinyaka. Po mieście jeżdżą te same samochody (plus kilka nowych) i chodzą ci sami piesi (plus kilka nowych wersji). W sklepach z ciuchami asortyment powtarza się mniej więcej w 85 procentach.
Powtarzają się niektóre pomysły na dodatkowe misje (demolowanie miasta na czas czołgiem; tylko czołg jest inny). Powtarzają się sekwencje w wirtualnej rzeczywistości… Sporo rzeczy się powtarza. Ale taką listę zarzutów można spokojnie dopisać do większości kontynuacji popularnych serii gier. I w tym miejscu twórcom trzeba przyznać, że byli w stanie wymyślić całkiem sporo nowych rzeczy i sprawić, że Saints Row IV jest bardzo dobrą grą.

Saints Row IV zaczyna się z należytym przytupem. Nasza postać ratuje świat przed wielkim zamachem terrorystycznym i zostaje prezydentem USA. I świetnie radzi sobie na tym stanowisku. Dopóki nie pojawi się Zinyak.
Wówczas trafiamy do kopii Steelport i krok po kroku musimy walczyć z kosmitami.
I tu zaczyna się właściwa zabawa.

Z jednej strony mamy całkiem sprawnie poprowadzoną fabułę, poprzetykaną fachowo zmontowanymi przerywnikami filmowymi w najlepszym stylu.
Żeby za wiele nie zdradzać: raz trafimy do kopii kopii Steelport, ale tym razem osadzonej w latach 50-tych ubiegłego wieku. A właściwie do czegoś na kształt reklam z tamtych czasów.
Innym razem będziemy musieli uciec statkiem z wielkiej bazy Zinyaka, walcząc po drodze z kosmicznymi myśliwcami.
Po chwili będziemy się wspinać na wielką wieżę kosmitów, szukają odpowiedniej drogi.
A pięć minut później ugrzęźniemy w kolejnej wirtualnej pułapce i zagramy… w klasyczną tekstówkę.
A jeszcze będzie etap, w którym będziemy kierować mechem.
A jeszcze… długo można by tak wyliczać, a to kampania fabularna to nawet nie jest połowa gry.

Saints Row IV to klasyczny sandbox i zrobiono go tak, jak należy. To oznacz masę dodatkowych rzeczy do zrobienia.
Jest wspomniane demolowanie miasta czołgiem na czas. Jest – jak w poprzedniczce – wyłudzanie pieniędzy z ubezpieczenia w wypadkach. Jest wypalanie tras (poprzednio jeździliśmy quadem, teraz korzystamy z supermocy). Jest przejmowanie punktów kontrolnych od obcych. Jest wariacja na temat Genki Bowl.
Możemy też bawić się w przejmowanie kontroli nad sklepami. Tym razem jest trudniej. W The Third wystarczyło sklep czy warsztat kupić. Teraz musimy je zhakować co przyjmuje formę sympatycznej minigierki.
Możemy przerabiać wszystkie pojazdy, możemy się przebierać w kilkunastu sklepach wybierając jeszcze dziwaczniejsze przebrania niż poprzednio, możemy zajrzeć do chirurga plastycznego by ponownie skorzystać z niezwykle rozbudowanego edytora postaci.
Możemy zwyczajnie porozbijać się po mieście szukając znajdziek i ciekawostek.

Możemy – a nawet powinniśmy – zarabiać pieniądze i punkty szacunu i wymieniać je na kolejne zdolności dla naszej postaci, albo naszego gangu. Albo na modyfikację naszego uzbrojenia. A skoro już o tym mowa: teraz nie tylko zwieszamy pojemność magazynka, czy odblokowujemy dodatkowe tryby strzału. Możemy też zwiększać poszczególne współczynniki broni i zmieniać sam wygląd broni. A skoro już mowa o broni: ludzie z Violition Inc. przeszli tu samych siebie, tworząc np. dubstep gun:

Jednak największą nowością w Saints Row IV są supermoce.
Poznajemy je wraz z postępami fabuły. Na początek dostajemy superskok i supersprint.
Pierwszy pozwala nam skakać coraz wyżej i łączyć superskoki, dzięki czemu możemy wskakiwać na wspomniane wieże kosmitów, czy szybko dostać się na dach wieżowca. Po co? Po całym Steelport (zazwyczaj na dachach wieżowców właśnie, na kominach fabrycznych i w tego typu trudno dostępnych miejscach) porozrzucane są klastry obcych. Zbieramy je i wymieniamy na ulepszenia w supermocach.

Dzięki temu będziemy mogli wyżej skakać, albo dłużej szusować w powietrzu.
Wprowadza to sporo urozmaicenia do zabawy, ale też sprawia, że niezwykle rzadko będziemy korzystać z samochodów czy innych pojazdów. Szybciej „doskoczymy” w konkretne miejsce, a po drodze uzbieramy kolejne klastry.

Przydaje się to też w walce, ale na szczęście nie sprawia, że jest łatwo. O ile normalna policja nie sprawia większych kłopotów, to już potyczki z kosmitami są trudniejsze. Raz, ze jest ich sporo. Dwa: szybko pojawiają się posiłki latające. Trzy: na polu bitwy zaraz ląduje specjalny uberkosmita (odpowiednik brutala z The Third, tylko trudniejszy w pokonaniu).

Kolejne supermoce mają już większy wpływ na samą walkę (choć z drugiej strony zostaliśmy pozbawieni granatów). Możemy przeciwników zamrażać, albo podpalać. Jest też supertupnięcie czy telekineza.
Z użyciem powyższych demolowanie Steelport idzie nam jeszcze sprawniej niż w poprzedniej części.

WYROK
Jeżeli ktoś nie grał w The Third, może się spodziewać jednej z najlepszych gier, a na pewno najbardziej zwariowanych gier w swoim życiu.
Jeżeli ktoś grał w The Third – i uznaje ten czas za dobrze spędzony czas – dostanie jeszcze więcej tego samego. I choć pod względem oprawy graficznej gra wygląda dokładnie tak samo (i tak samo działa) jak poprzedniczka, i sporo rzeczy się powtarza, to kategorii „najlepsza kontynuacja bardzo dobrej gry” Saints Row IV plasuje się w ścisłej czołówce.

Nasza ocena: 4+/6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na gra.pl Gra.pl