Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii

Jakub Markiewicz
Grand Theft Auto VGrand Theft Auto V – najdroższa i najlepiej sprzedająca się gra w historii.
Grand Theft Auto VGrand Theft Auto V – najdroższa i najlepiej sprzedająca się gra w historii.
Premiera każdej kolejnej część serii GTA budzi u wszystkich wielkie emocje. Sam czekałem na piątą część jak małe dziecko na prezenty pod choinką. Czy ten prezent był trafny? Recenzja gry Grand Theft Auto V.

**Muszę przyznać, że zanim włożyłem krążek do konsoli, przeczytałem kilka opinii o tytule na polskich i zagranicznych serwisach. Wszyscy jednogłośnie zachwycili się piątą częścią GTA. W końcu to gra, którą tworzono przez kilka lat, która kosztowała 266 milionów dolarów, którą przed premierą kupiło ponad 3 miliony osób i która w trzy dni zarobiła miliard dolarów. To jednak sprawia, żei wymagania są znacznie większe.

Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii
Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii

W pudełku z grą (na Xbox 360) znajdziemy dwie płyty. Pierwsza służy do instalacji, druga do gry. Jeżeli Wasze konsole nie są wyposażone w dysk, musicie skorzystać z pendrive. Nie może być to byle jaki pendrive, bo GTA będzie się przycinało. Gra potrzebuje około 9 GB wolnego miejsca na pliki, które mogą być szybko odczytywane z urządzenia. Instalacja trwa nawet 40 minut, więc śmiało możecie w tym czasie przygotować sobie przekąski, bo później długo nie odejdziecie od ekranu.
Po instalacji wchodzimy od razu do trybu fabularnego i jesteśmy rzuceni na głęboką wodę. Jako jeden z członków ekipy bierzemy udział w napadzie na bank. Gra powoli pokazuje i uczy nas nowych elementów rozgrywki. Na dyskretne podpowiedzi możecie liczyć w każdym nowym elemencie gry. Są bardzo przejrzyste i nie musimy działać po omacku.

Duże wrażenie na początku zrobiła na mnie zaśnieżona okolica i agresja policji. Chciałoby się rzec: w końcu.
Mundurowi, których nie widać na ulicach, pojawią się nagle jak dzikie pszczoły, gdy coś przeskrobiemy. I nigdy nie biorą nas żywcem.

Po nieudanym skoku na bank przenosimy się dziesięć lat do przodu i wcielamy w postać Franklina, typowego ziomka z nienajlepszej dzielnicy. Franklin, mimo ładnych paru lat na karku, wciąż mieszka z ciotką i dorabia sobie z kolegą w lokalnym salonie samochodowym. Za grosze odstawia do salonu samochody, za które właściciele regularnie nie płacą lichwiarskich rat. W ten sposób natrafimy na drugą postać w grze, Michaela. Całość połączy postać Trevora, którą poznamy nieco później. Trzeba przyznać, że fabuła w świetny sposób przeplata historie tych postaci. Sprawia wrażenie wiarygodnej i pozostaje ciekawa. A główne postacie – do czego Rockstar już nas przyzwyczaił – skonstruowane są bez zarzutu.

Wraz z poznaniem Franklina zaczynamy od mocnego uderzenia. Musimy z luksusowej dzielnicy zabrać dwa sportowe auta. Po raz pierwszy pojawia się nowy element – możliwość zdejmowania i zakładania dachu w samochodach. Nigdy wcześniej w serii GTA tego nie było. Kolejną możliwością, jakie ma nasze auto to... możliwość włączenia świateł i przełączenia je w tryb drogowy. Musimy jechać za kolegą Franklina przez pół miasta do celu. Nie jest to łatwe, bo auto tańczy na drodze jak baletnica.

Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii
Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii

Dla mnie prowadzenie auta w GTA V na pewno nie nalezy do zalet gry. Co prawda nasza postać może rozwijać swoje umiejętności za kierownicą, co wpływa na prowadzenie auta, ale ten aspekt pozostawia trochę do życzenia. Samochody prowadzą się jak w najnowszych częściach Need for Speed. Z dużą prędkością możemy skręcić w ciasny zakręt i jechać dalej jak gdyby nigdy nic. Auta kleją się drogi i – jak dla mnie – to krok wstecz w porównaniu do GTA IV. Tam mogliśmy zobaczyć jak zawieszenie samochodu pracuje na koleinach czy przy wjeżdżaniu na krawężnik, a tutaj auto to taki mały poduszkowiec.

Bardzo zaskoczyło mnie to, że quad jeździ szybciej od supersportowych samochodów występujących w grze oraz to, że odpowiednikiem porsche 911 wjeżdżałem na najwyższe szczyty gór. Pod tym względem niczym nie różni się samochód terenowy od wszystkich innych. Zmianę czuć dopiero po wybraniu się na piaszczystą drogę na północy Los Santos.
Zawiodłem się też na modelu zniszczeń. Jadąc na pełnej prędkości wspomnianym „porsche” uderzyłem w wyjeżdżający ze skrzyżowania inny pojazd. Zbiłem reflektory w swoim aucie i pojechałem dalej. Dużo ciekawiej wyglądają uszkodzenia u innych uczestników ruchu. Jeżeli uderzycie mocniej w okolicach koła samochodu, zobaczycie jak ładnie zostanie urwane i opadnie.
Czasami wgniecie się Wasz błotnik i zablokuje koło. Rzadko zdarza się na tyle uszkodzić auto, że zapali się i wybuchnie. Raz zaliczyłem dachowanie, w którym koziołkowałem z wysokiej góry ze 30 razy. Nic mi się nie stało, auto pojechało dalej.

Jak się walczy?
Twórcy wprowadzili świetną rzecz - nasza postać potrafi się skradać. Na mapie pojawia się poziom natężenia dźwięku, jaki wydajemy w trakcie przemieszczania. Im większy, tym większe szanse, że wróg nas zauważy. Zaskoczonego przeciwnika możemy np. ogłuszyć. Przydaje się to w wielu misjach.
Niestety: nasza postać potrafi przeskoczyć lub wspiąć się tylko na przeszkodę, która znajduje się blisko gracza. Owszem możemy przeskoczyć po masce samochodu, ale żeby wspiąć się na mur, musimy pod niego podejść. Nasz bohater nie przeskoczy nad przeszkodą chwytając się krawędzi budynku. Biegnąc w jego kierunku musimy się zatrzymać, bowiem w trakcie skoku postać zderzy się z murkiem/samochodem/niską barierką i przewróci. Wygląda to trochę komicznie i utrudnia grę.

Strzelanie bardzo przypomina poprzednie części, ale dzięki doświadczeniu zdobytemu przez Rockstar przy grze Max Payne 3, jest lepsze. Możemy schować się za przeszkodą i stamtąd ostrzeliwać wroga. W sklepie możemy kupić i broń i w lekki sposób ją zmodyfikować – większy magazynek, tłumik, latarka, nowe malowanie...

Nowym i ciekawym elementem jest kanister. Możecie oblać benzyną auto i strzelić w ślad paliwa, aby zobaczyć jak fajnie ogień dogania pojazd. Sama walka wręcz pozostawia natomiast wiele do życzenia. Mamy tu prostą kontrę, kopnięcie i uderzenie pięścią. Nic poza tym.

Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii
Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii

Grand Theft Auto V to wielka piaskownica. Możemy jeździć i zwiedzać mapę niezależnie od misji w grze. Jednak większość elementów dodatkowych pojawi się dopiero na pewnym etapie gry. Same miasto jest spore i ładne. Nie brakuje tutaj różnych wielopoziomowych parkingów, skrótów, podwórek czy bocznych alejek.
W mieście znajdziemy salony fryzjerskie, salony tatuażu, pole golfowe, kino, klub ze stripteasem, bary, sklepy z bronią, korty do tenisa czy warsztaty samochodowe, w których możemy przerobić auta.
W trakcie postępu w grze pojawią nam się np. świetne wyścigi quadami po bezdrożach, wyścigi na wodzie i kanale, wyścigi samochodowe czy rzutki.
Mało tego, możemy nawet uprawiać jogę.
Albo pograć w tenisa.
Albo zapisać się do szkoły pilotażu.
Albo kupić sobie nieruchomość. Jest ich kilkanaście, są potwornie drogie, ale dają wymierne korzyści i z każdą nieruchomością związane są dodatkowe misje.

Jeżdżąc po mapie natrafimy też na losowe wydarzenia.
A to złodziej kogoś napadnie i zacznie uciekać, a to na budowie na ciężarówkę spadną belki i będziemy musieli je spychaczem zsunąć czy zostaniemy napadnięci albo... porwani przez kosmitów.
Jest też polowanie na zwierzęta, są misje łowcy nagród, zabójstwa…
Generalnie każda postać ma swoje unikatowe i dodatkowe osoby, które może napotkać.

Liczba rzeczy dostępnych w GTA V jest ogromna. Co chwilę odkrywa się coś nowego i ciekawego. Pomożesz kilka razy paparazi, a ten będzie Ci zlecał robienie telefonem komórkowym zdjęć gwiazdom w krępujących sytuacjach.
Właściwie większość elementów można wychwalać. Choćby taki tenis. Jest dopracowany, są w nim cztery rodzaje uderzeń i nie jest to typowa zapchaj dziura a pełnoprawna gra w grze.
To samo można powiedzieć o golfie, a można jeszcze wziąć udział w triatlonie, pobiegać lub jeździć na rowerze wzdłuż plaży.
Albo grać na giełdzie.
Albo dorabiać jeżdżąc lawetą.

Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii
Grand Theft Auto V: Recenzja najdroższej gry w historii

Odkrywanie tego wszystkiego to jedna z największych zalet gry. Wystarczy przejść po plaży i posłuchać rozmów ludzi. Dialogi są po prostu świetne. To zresztą dotyczy właściwie wszystkich dialogów w grze.
Czasami zdarzy się, że ktoś kichnie obok nas czy nas zaczepi. Sami też możemy zagadać do przechodniów. Niektórzy nie zwrócą na nas szczególnej uwagi, od innych nie będziemy mogli się odgonić.
W górach spotkamy osoby lubiące wędrówki, na plaży ludzie będą bawić się w wodzie czy opalać. Przed domem gwiazdy: tłum fotoreporterów.

Trudno też znaleźć jakieś wady przy napadach, które są tu główną osią fabularną.
Wszystko zaczyna się od planowania: musimy wybrać auto do ucieczki i ukryć je gdzieś w okolicach planowanego skoku. Następnie kupujemy kombinezony, ewentualnie maski (kilkanaście rodzajów do wyboru). Po skolekcjonowaniu ekwipunku musimy jeszcze wybrać pojazdy, które mogą się przydać. Np. holownik, czy śmieciarka. Po wykonanym skoku dojeżdżamy do ukrytego auta i musimy zniszczyć pojazd biorący udział w napadzie.

Niestety jest też trochę minusów, których w takiej grze nie powinno być. We wszystkich salonach fryzjerskich w różnych częściach stanu pracuje... ta sama fryzjerka.
Trevor i Michael mają do wyboru 3 fryzury, różniące się niewielką długością włosów. Gdy po raz pierwszy wszedłem zwiedzić dom Michaela, wszyscy domownicy zachowywali się dziwnie. Jego żona stała na kuchence gazowej i patrzyła się w ścianę. Z kolei córka stała na oparciu kanapy i patrzyła się w sufit.

W porównaniu z poprzednią częścią, nie możemy już kupować u ulicznych sprzedawców. Jest ich bardzo dużo, ale na dworze mamy dostęp tylko do automatów z napojami. Zdecydowana większość zaparkowanych samochodów jest albo otwarta, albo wystarczy wybić w nich szybę i uruchomić. Na plaży możecie biegać po twarzy opalających się osób, a one tego nawet nie zauważą.

Problematyczna jest opcja napadów na stacje benzynowe. Gra zachęca nas, aby z braku kasy obrobić stację. Pojechałem za miasto, wszedłem do sklepu stacji, wycelowałem broń, obejrzałem ładną animację i kasjer wypłacił mi kilka tysięcy dolarów. W mieście nie udało mi się ani razu powtórzyć wyczynu, bo 10 stacji, które odwiedziłem... nie istniały w świeci gry. Ludzie tankowali auta, wjeżdżali i wyjeżdżali, ale sama stacja była płaską teksturą, do której w żadnej sposób nie da się wejść.

Kolejka linowa też jest nieco zabugowana. Czekałem chwilę, aż przyjedzie, wsiadłem do wagonika i czekałem 10 minut na odjazd. Sąsiednia zdążyła wrócić dwa razy, a moja nie chciała pojechać. Nikt nią nie jeździ.

Nie da się też niezauważyć braków w oprawie graficznej, choć to akurat wina wiekowych konsoli. Świat gry jest piękny, ale nie możemy się nim napawać. Przechodniów na ulicach jest jak na lekarstwo. Jak zatrzymacie auto i z niego wysiądziecie, to ludzi nagle przybywa. Widać to zwłaszcza na molo; na diabelskim młyn. Z każdym metrem w górę znikają ludzie z plaży, następnie ręczniki, parasole, żaglówki, skutery, pływający ludzie w wodzie, ruch uliczny. W pewnym momencie widzimy tylko sam piasek, fale wody i teksturowane kontury budynków. Szkoda.

WYROK
Grand Theft Auto V to gra, która przyciągnie nas na wiele, naprawdę wiele długich godzin. Nie da się po prostu na chwilę włączyć konsoli i przejść jedną misję. Ciągle jest nam mało i chcemy więcej. Każda przypadkiem odkryta misja otwiera przed nami nowe możliwości rozgrywki i sprawia, że pojawia się uśmiech na naszych twarzach.
Rzadko która produkcja oferuje tyle, co GTA V.
I żadna nie ma takiego rozmachu.

Nasza Ocena 5+/6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gra.pl Gra.pl