Serial The Last of Us to idealna adaptacja gry. Recenzja 1. odcinka produkcji HBO

Anita Persona
Anita Persona
Widzieliśmy pierwszy odcinek The Last of Us i jesteśmy w szoku.
Widzieliśmy pierwszy odcinek The Last of Us i jesteśmy w szoku. HBO
Serial The Last of Us od HBO na podstawie gry Sony rozbudza wyobraźnię fanów od dłuższego czasu. Mieliśmy już okazję obejrzeć pierwszy, przypominający film odcinek i przekonać się, czy warto było czekać. Emocje towarzyszące seansowi były ogromne, ale czy pozytywne? Przekonajcie się sami. Oto nasza recenzja 1. odcinka produkcji HBO.

Spis treści

Ewolucja reakcji graczy na wieść o ekranizacji gry jest niesamowita. Początkowo informacja o tym, iż powstanie kinowa lub serialowa adaptacja produkcji gamingowej, wywoływała euforię. Niestety, w większości przypadków okazywało się potem, że nie było się z czego cieszyć, a twórcy, zamiast stworzyć satysfakcjonujące dzieło, zazwyczaj wręcz profanowali pierwowzór. Po latach podobnych przypadków zarówno gracze, jak i widzowie niezaznajomieni z grami wyrobili w sobie więc przekonanie, że ma co liczyć na dobrą ekranizację gry.

Niemniej wieści o podobnych przedsięwzięciach pomimo dotychczasowych porażek niemal zawsze wywołują w fanach promyk nadziei. W efekcie tego typu doniesienia wywołują ostatecznie coś, co można nazwać ostrożną ekscytacją i tak też było w przypadku serialu The Last of Us.

Jedna z najlepszych gier w historii

Zacznijmy od początku, czyli od samej gry. The Last of Us to tytuł ekskluzywny na konsole Sony, stworzony przez uznane w branży studio Naughty Dog. To trzecioosobowa gra akcji z elementami survivalu, która zabiera graczy w tak przez nich lubiany, postapokaliptyczny świat. Właściwa akcja gry rozgrywa się w 2030 roku, jednak jak już na wstępie się dowiadujemy, początek problemów nastąpił w 2013 roku. Wtedy bowiem ludzkość została zdziesiątkowana przez zmutowanego grzyba, którego zarodniki zaczęły przejmować kontrolę nad żywymi istotami, w tym ludźmi. W wyniku infekcji ofiary zmieniają się w krwiożercze i przerażające potwory atakujące każdego, kogo napotkają na swojej drodze. Niedobitki pierwszej fali tragicznych wydarzeń schroniły się w pilnie strzeżonych enklawach, w których panują niezwykle restrykcyjne i bezwzględne prawa.

Oś fabuły The Last of Us koncentruje się na postaci Joela, przemytnika, który po tragicznych przeżyciach jest, delikatnie mówiąc, szorstki w obejściu. W wyniku splotu wydarzeń bohater rusza na misję, której celem jest odeskortowanie dziewczynki o imieniu Ellie przez tereny opanowane przez potwory i zdeprawowanych ludzi. Powodem tego jest jej odporność na zakażenie, mogąca okazać się kluczem do uratowania całej ludzkości.

Główną zaletą gry od początku była jej filmowość, ponieważ produkcja mocno stawiała na opowieść oraz relacje międzyludzkie. Szczególną uwagę poświęcono tu relacji głównych bohaterów i jej niezwykłej ewolucji. Nie zabrakło także poruszających wydarzeń poddających w wątpliwość człowieczeństwo i to, do czego jesteśmy zdolni w ekstremalnych okolicznościach. Nic więc dziwnego, że uznano grę za idealny materiał na ekranizację.

Serial The Last of Us od HBO

Rękawicę w kwestii ekranizacji gry The Last of Us podjęło HBO, które ogłosiło powstanie serialu o tym samym tytule. Do pracy przy produkcji zatrudniono m.in. współtwórców innego hitu platformy, wielokrotnie nagradzanego serialu Czarnobyl. W rolach głównych zatrudniono zaś jako Joela — Pedro Pascala, znanego z Gry o tron, Narcos czy Mandalorianina. W Ellie natomiast wcieliła się Bella Ramsey, również znana z Gry o tron.

Obydwa wybory wzbudziły mieszane uczucia, wywołane głównie różnicami w wyglądzie aktorów i ich postaci. Niemniej trzeba przyznać, że Pedro Pascal od początku miał aurę pasującą do postaci Joela, więc w tym przypadku zastrzeżenia były mniejsze. W przypadku pozostałych postaci serialu natomiast każdy kolejny, ogłaszany wybór castingowy wzbudzał coraz większe nadzieje. Podobnie zresztą jak poszczególne doniesienia na temat samej produkcji i zapewnienia jej twórców o zachowaniu wierności oryginałowi.

Pierwszy odcinek serialu The Last of Us zadebiutował już na HBO Max i my również jesteśmy po jego seansie. Jakie są wrażenia? Zaskoczenie to jedno z dobrych określeń, które towarzyszyło mi podczas oglądania. Dlaczego?

Dobra ekranizacja, czyli jaka?

Zacznijmy od tego, że twórcy ekranizacji gry, choć nie tylko, stają przed dużym wyzwaniem. Dobra produkcja tego typu musi bowiem zachować balans na wielu płaszczyznach i być jednocześnie satysfakcjonującym dla fanów oryginału, jak i atrakcyjnym dla nowych odbiorców. Kolejnym ważnym elementem jest także równowaga pomiędzy wiernością oryginałowi a dostosowaniem dzieła do nowego medium. To, co sprawdza się w przypadku gier, niekoniecznie równie dobrze wyglądać będzie na ekranie i odwrotnie. Każde medium rządzi się bowiem swoimi prawami i o tym również w przypadku adaptacji należy pamiętać.

Do tego wszystkiego dochodzą także wszelkie inne kryteria, które zwykle towarzyszą dobremu serialowi czy filmowi. W tym oczywiście:

  • gra aktorska,
  • kostiumy,
  • narracja,
  • czy efekty specjalne.

Jak widać, ekranizacja gry to niełatwa sprawa, a jak poradzili sobie twórcy The Last of Us w formie serialu?

The Last of Us robi ogromne wrażenie efektami i dbałością o szczegóły.
The Last of Us robi ogromne wrażenie efektami i dbałością o szczegóły. HBO

The Last of Us – recenzja 1. odcinka

Zacznijmy od tego, że serial The Last of Us rozpisano na dziewięć odcinków. Pierwszy z nich jednak jest znacznie dłuższy niż pozostałe i trawa około półtorej godziny, stanowiąc rozszerzone wprowadzenie do całości. Nie martwicie się jednak, nie będziemy spoilerować. Dodamy jedynie, że podczas seansu mamy okazję poznać bliżej przeszłość Joela i wydarzenia, które doprowadziły go do obecnego miejsca i tego, jaki jest. W pierwszym odcinku zobaczymy także, „jak to wszystko się zaczęło”, czyli pierwsze chwile światowego kryzysu.

Seans można podzielić generalnie na dwie części, w przeszłości i teraźniejszości, gdy już ponad 50-letni bohater oraz świat przystosowały się do nowych realiów. Poznamy również historię tego, w jaki sposób doszło do spotkania Joela i Elie, jakie wydarzenia temu towarzyszyły i pobudki kierujące bohaterem oraz jego towarzyszką Tess. Dowiadujemy się także, dlaczego eskorta Ellie jest tak ważna. Tyle tytułem wprowadzenia, a jakie są odczucia po seansie?

Już w trakcie oglądania pierwszego odcinka można doznać szoku spowodowanego tym, jak dobrze produkcja odwzorowuje grę. Poszczególne sceny, dialogi, a nawet ubrania bohaterów wyglądają jak żywcem wyjęte z gry. To nie przesada, momentami wypowiadane kwestie były słowo w słowo identyczne z tymi, jakie mogliśmy usłyszeć podczas gry. Podobieństwa dotyczą także charakterów bohaterów i co tu rzecz, Joel to faktycznie Joel, Ellie to Elllie, a Tess to Tess. Każda z postaci powoduje w odbiorcy takie same odczucia jak w grze, a każdy z aktorów (bez wyjątku) radzi sobie naprawdę nieźle. Szczególnym zaskoczeniem jest tu Bella Ramsey, która pewne wcześniejsze zastrzeżenia nadrabia właśnie swoją grą i to z nawiązką.

Warto jednak tu dodać, że całość odcinka nie jest identyczna w stosunku do gry, co jest... dużym plusem. Jak wspomniałam wcześniej, nie wszystko, co sprawdzi się w gamingu, będzie dobrze wyglądać na ekranie. Tu twórcy poradzili sobie znakomicie i wprowadzi poprawki, które w żaden sposób nie zaszkodziły fabule i jej odbiorowi, a upłynniły całość w stosunku do serialu. Przykładem może być historia relacji Joela i Tess z człowiekiem, który ich oszukał. Cała transakcja została nieco zmieniona i skrócona, co wyszło na korzyść narracji. Warto jednak tu dodać, że odbiór Joela został przy tym nieco ułagodzony, aby jego odbiór dla widzów niezaznajomionych z grą był łatwiejszy.

W The Last of Us liczą się relacje i historia.
W The Last of Us liczą się relacje i historia. HBO

Zmieniono także oś czasową produkcji w stosunku do pierwowzoru od Noughty Dog. Podczas gdy gra rozgrywała się w 2030 roku, a początek problemów datowany był na 2013 rok, w serialu tragedia wydarzyła się w 2003 roku, a główne wydarzenia mają miejsce w 2023 roku. Celem tego było zwiększenie immersji z widzami i odczuć z serialu przez to, iż rozgrywa się w tym samym roku, który jest obecnie.

Na szczególną uwagę w serialu zasługują efekty, kostiumy i scenografie. To trudne uzyskać na ekranie dostatecznie szorstki i „brudny” postapokaliptyczny świat. To, co udało się np. w The Walking Dead, mało komu się udaje, ale twórcy The Last of Us poradzili sobie doskonale. Z ekranu aż biją emocje takie jak smutek, desperacja, rezygnacja i wiele innych. Nie ma przy tym poczucie, że postać na ekranie ma na siłę pobrudzone ubrania, ale ostatecznie wygląda jak po wyjściu od fryzjera i kosmetyczki.

W kwestii konkretnie efektów specjalnych należy natomiast powiedzieć, że są wręcz filmowe i nie powstydziłyby się ich największe kinowe produkcje. Gdy zobaczycie uderzający o ziemię samolot, sami zrozumiecie, o co mi chodzi.

Jak wrażenia?

Podczas seansu pierwszego odcinka towarzyszyły mi róże emocje, w tym szok i niedowierzanie. Były one spowodowane głównie tym, że serial, a przynajmniej jego pierwszy odcinek, są na aż tak wysokim poziomie. Niedowierzanie jest spowodowane także tym, iż nie spodziewałam się po latach rozczarowań, że mogę otrzymać aż tak dobrą ekranizację gry. Co więcej, pokuszę się o stwierdzenie, że to najlepsza tego typu produkcja, jaka ujrzała światło dzienne. Jeśli pozostałe odcinki serialu The Last of Us chociaż po części utrzymają poziom pierwszego, to trzeba HBO i showrunnerom podziękować.

Sprawdź też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gra.pl Gra.pl